Czy zostaliśmy spisani na straty? Gorzka prawda – Panami
Solorzami nie będziemy. Polacy, którzy wyjechali to „zdrajcy i tchórze”.
Kto o nas zawalczy? Nowe pokolenie Polaków… od was zależy kim będą
nasze dzieci.
Obserwuję proces migracji do Wielkiej Brytanii od ponad 8 lat. Sam
czasami jestem jej częścią, może, dlatego dość wyraźnie widzę rzeczy,
które umykają tym, którzy pozostali w Polsce, jak i tym, którzy
mieszkają tu, w Wielkiej Brytanii.
Czy zostaliśmy spisani na straty?
W jednym z wywiadów Profesor Krystyna Iglicka - Okólska Polaków,
którzy wyjechali za granicę po 2004 roku, określiła mianem "straconego
pokolenia". Czy rzeczywiście zostaliśmy spisani na straty? Uważam, że
nie ulega najmniejszej wątpliwości fakt, że pierwsze pokolenie
emigrantów poniosło wielka ofiarę dla swoich dzieci.
Mówiąc o emigrantach, którzy przyjechali do UK po 2004 roku należy
zwrócić uwagę na, to jaka grupę wiekowa reprezentowali. Czy faktycznie,
jak twierdzi większość osób zajmujących się ta tematyka byli, to ludzie z
„nadwyżki” urodzeń lat osiemdziesiątych?
Z moich obserwacji wynika, że byli to ludzie urodzeni w latach
siedemdziesiątych. Ludzie, którzy dobrze pamiętali czasy rządów
komunistycznych i, którzy wreszcie, w przeciwieństwie do ich rodziców,
dostali szansę innego życia. Dostali szanse wyboru i skorzystali z niej.
To ludzie tacy jak ja, których w szkołach nie uczono angielskiego, lecz
rosyjskiego. Ludzie marzący, by żyć inaczej niż nasi rodzice.
Pokolenie, które jako ostatnie bawiło się na trzepaku pod blokiem i
pierwsze, które grało w gry video. Pokolenie telewizji kablowej, która
była oknem na świat.
Wyjechali w większości ludzie w przedziale wiekowym 20 – 30 lat. W
sposób naturalny po jakimś czasie założyli rodziny i tu, na emigracji
urodziły się ich dzieci. Czas płynął, ale większość nadal nie traciła
nadziei, że kiedyś wrócą do swojej Polski.
Czas zweryfikował plany. Dzieci rosły, poszły do angielskich szkół i
nagle Ci ludzie zdali sobie sprawę z tego, ze powrót nie jest już tak
oczywisty. Że ich ojczyzna nie jest tym samym dla ich dzieci do dla
nich. Że przeskoczenie bariery różnic w sposobie nauczania, wdrożenie
dzieci do polskiego systemu nauki może nie być łatwe. Marzenia o
dostatnim życiu i wychowywaniu dzieci w swojej ojczyźnie legły w
gruzach… Ci ludzie nagle, jak trafnie zauważa prof. Iglicka, „znaleźli
się w czyśćcu - nie są już Polakami z Polski”, ale też nigdy nie będą
Brytyjczykami.
Gorzka prawda – panami Solorzami nie będziemy
Trudno nie zgodzić się z opinią pani prof. Iglickiej - Okólskiej, że
"nie do końca im się wszystko udało. Nie zarobili tyle, by przyjechać
do Polski i być panem Solorzem”.
Polacy, po 2004 roku, (a całkiem spora grupa już kilka lat wcześniej )
przyjechali do obcego kraju zupełnie na, to nie przygotowani. Większość
bez podstawowej nawet znajomości języka, i w nowej, nieznanej, im do
tej pory rzeczywistości próbowali się odnaleźć. Każdy, kto tego
doświadczył wie, że droga do „ziemi obiecanej” nie jest łatwa. Większość
tych ludzi zaczynało swą nową „karierę” od sprzątania i pracy na
zmywaku. Niektórym się "poszczęściło" - znaleźli pracę jakichś
hurtowniach, fabrykach, tudzież innych „wymarzonych” miejscach. Ale nie
poddawali się, wiedzieli, że tylko ciężka praca jest gwarancja sukcesu. W
dzień praca a wieczorami lub w weekendy nauka angielskiego. Literka po
literce, słówko po słówku, krok po kroku budowali swoje nowe życie.
Zaciskali zęby i wyczekiwali dnia, kiedy będą mogli odłożyć
wystarczająco dużo funtów, by wrócić do ukochanej ojczyzny i rozpocząć
nowe, lepsze życie. Z biegiem czasu jednak, obserwując rosnące
bezrobocie w Polsce, słabnącego wobec złotówki funta, zaczęli powoli
odkładać plany powrotu licząc wciąż jeszcze na, to, że za kilka lat coś
się może zmieni. Spory wpływ na decyzje o pozostaniu na emigracji miał
również dalszy napływ młodszych rodaków lepiej wykształconych, często
biegle władających językiem angielskim. To zrodziło obawy o możliwość
powrotu na Wyspy w przypadku niepowodzenia, po powrocie do kraju.
Polscy emigranci - „zdrajcy i tchórze”
Dziś, dziesięć lat po pamiętnym 1 maja 2004 roku i masowym wyjeździe
Polaków na Wyspy, z coraz większa intensywnością rozwija się nowy nurt
badań nad tzw. nową falą eimigracyjną. I słusznie, jest to bowiem,
zjawisko godne poświęcanej mu uwagi. Szczególnie, że emigracja ta niesie
za sobą poważne konsekwencje dla przyszłości Polski. Tym bardziej więc
dziwi fakt, że niektórzy polscy politycy (nazwisk przytaczać nie będę),
zamiast robić wszystko, by setki tysięcy polskich emigrantów nie
grzebało marzeń o powrocie do ojczyzny, odważyli się posłużyć nimi do
celów politycznej propagandy i kreowania wizerunku własnej partii. A
przecież, stopa życiowa Polsce w stosunku do lat poprzednich
paradoksalnie poprawiła się właśnie dzięki ofierze „straconego
pokolenia”. Brzmi nieprawdopodobnie? A jednak. Jeśli się nad tym głębiej
zastanowimy, fakty mówią same za siebie. Spadek bezrobocia spowodowany
był głównie tym, że setki tysięcy Polaków, głównie z rejonów najbardziej
dotkniętych bezrobociem, wyjechała.
Podobnie sprawa ma się z tzw. odczuwalną poprawą warunków życia w
kraju. Setki tysięcy ciężko pracujących za granica Polaków latami
pompowało w naszą gospodarkę ciężko zarobione pieniądze, przesyłając je
do rodzin, które przecież nie, gdzie indziej, ale w Polsce je wydawały.
Tym samym w naszym kraju zmalała spora ilość pieniędzy nie wytworzonych
poprzez rodzimy przemysł. Dzięki temu, że pracujący na obczyźnie
dofinansowywali swoje rodziny, zmalała ilość pieniędzy wydawanych z
budżetu państwa na np. opiekę społeczną, bo nie jest przecież tajemnicą,
że wyjechali głównie ci, którym w kraju raczej się nie powodziło zbyt
dobrze.
Ale nie tylko na tym państwo przyoszczędziło, bo również na opiece
medycznej, oświacie, kulturze itd. ponieważ w tym czasie większość
emigrantów zaczęła już „ściągać” do siebie rodziny, a mniej obywateli,
to mniejsze wydatki… Wszyscy też doskonale pamiętamy, jak to prasa
rozpisywała się o tym, że nie ma w Polsce chętnych do pracy i, że masowa
emigracja Polaków wymusiła na przedsiębiorcach podwyższenie stawek.
Mogłabym mnożyć przykłady. Oczywiście, nie twierdzę, że kraj popadłby w
recesje, gdyby nie wspaniali emigranci, ale wymienione wyżej czynniki
nie były bez znaczenia.
Niektórzy politycy naszego kraju posunęli się jednak znacznie dalej.
Zamiast, jeśli nie dziękować, to przynajmniej przemilczeć całkiem spory,
przecież, wkład emigrantów w poprawę jakości życia tych, którzy w
Polsce pozostali, z czasem postanowili napiętnować tych „dobroczyńców”. O
ile dziwić może fakt, że premier Cameron piętnuje Polaków z pobudek
czysto politycznych, to fakt, że politycy mojego kraju ośmielił się
krytykować ich wybór nazywając (mówiąc wprost) „zdrajcami i tchórzami”
którzy zamiast budować silna Polskę, wolą dorabiać się za granicą,
szokuje i wywołuje wielki żal, i smutek.
Kto o nas zawalczy?
W sytuacji, gdy dzieje się tyle niepokojących rzeczy u naszych
sąsiadów, gdy cały świat z niepokojem patrzy na ludzi, którzy umierają w
imię własnych ideałów (jakiekolwiek te ideały są) zapewne trudno się
dziwić, że nikt w Polsce nie przejmuje się specjalnie oczernianiem
Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Ja jednak, znów powtórzę te
słowa: Mam wielki żal do polityków mojego kraju. Dlaczego?
Pod koniec lutego odbył się protest zorganizowany przez
stowarzyszenie Patriae Fidelis oraz Polish Bike przeciwko oczernianiu
Polaków przez brytyjskich polityków i przedstawianiu ich, jako
-nadużywających brytyjskiej gościnności - nierobów, żerujących na
biednych Brytyjczykacj i żyjących wyłącznie ze wszystkich możliwych
zasiłków. Protest zgromadził koło 400 osób i odbił się (nieznacznym, bo
nieznacznym, ale jednak) echem tak w polskich, jak i w brytyjskich
mediach. Niestety, czytając wypowiedzi i komentarze rodaków z Polski (bo
wygląda na to, że Polacy na emigracji, to jakaś inna, gorsza odmiana
Polaka) nie mogłam nadziwić się dezaprobacie, a często wręcz pogardzie
emanującej z wypowiedzi zamieszczanych na portalach społecznościowych i
forach dyskusyjnych. Komentarzy typu: „sami sobie na to zapracowaliście,
nie mówią tak o was bez powodu” lub „ zdradziliście Polskę a teraz
narzekacie, że wam źle”, czy -co zszokowało mnie chyba najbardziej-
„Banda nierobów i zdrajców, pojechaliście dorabiać się za granicę,
zdradziliście własny kraj, więc nikomu was nie żal”
Mnie jest zwyczajnie, po ludzku przykro! Bo wprawdzie z Polski
wystosowano kilka listów do premiera Camerona, jednak kto poważnie
traktuje ludzi, którzy „przed chwilą” sami publicznie piętnowali swoich
obywateli? Którzy doprowadzili do niechęci (żeby nie powiedzieć
nienawiści) „polsko – polskiej”?
Któż, by wreszcie przejmował się jakimiś listami, czy głosem
niezadowolenia tych, którzy poprzez retorykę, której używał dla celów
politycznych dali przyzwolenie, a wręcz przykład jak należy postępować z
Polakami?
Najwyższy czas powiedzieć wprost, że to nikt inny, ale politycy,
którzy dla zwiększenia swojej popularności, dla zdobycia jak
największego elektoratu, z pobudek czysto egoistycznych doprowadził do
sytuacji, w której bohaterami stali się ci, którzy pozostali w kraju, o
którym pani Beata Ociepka w książce „Umysł lidera” napisała, że „ludzie w
Polsce rodzą się za karę”, sugerując, że to taki czyściec na ziemi, a
zdrajcami ci, którzy odważyli się ponieść ofiarę, by coś w swoim życiu
zmienić.
Jakkolwiek rozumiem obecną sytuacje na Ukrainie i nie dziwi mnie
fakt, ze ludzie protestują pod ambasadą rosyjską, o tyle dziwi jednak,
że nikt nie zorganizował nawet malutkiej pikiety pod ambasadą brytyjską
na znak solidarności z Polakami protestującymi tu, w Londynie.
„Solidarność” za, to odczuli boleśnie wszyscy ci, którzy podobnie jak
ja, próbowali dyskutować na temat tego co było ideą owego protestu.
Nowe pokolenie Polaków… od was zależy kim będą nasze dzieci
Wydawać, by się mogło, że niewiele da się już zrobić, by „stracone
pokolenie” zaistniało w świadomości większości Polaków w Polsce w
pozytywny sposób. By ich poświęcenie stało się wartością dodaną i by
było przyczynkiem do poprawy jakości życia w naszej ojczyźnie i
prężniejszego państwa. Ale czy na pewno?
Jeśli zastanowić się nad tym głębiej, wydaje się, że jest nadzieja.
Nadzieja leży w nowym pokoleniu Polaków „zrodzonych” z tych, którzy
wybrali emigracje jako szansę dla siebie i ich dzieci. To nowe pokolenie
Polaków, urodzonych poza granicami kraju, nie skażonych naleciałościami
poprzedniego systemu politycznego, będzie w stanie w przyszłości
budować inna, lepsza Polskę. By chcieli tu zamieszkać, inwestować swój
potencjał w kraj swoich rodziców. Dzieci Polaków pracujących poniżej
własnych kwalifikacji i wykształcenia, polaków którzy musieli porzucić
marzenia o powrocie do ojczyzny, wydaja się być nadzieja i deska ratunku
dla coraz bardziej „zklanizowanej” Polski. Młodzi Polacy, dla których
rodzice ponieśli tak wielka ofiarę, wykształceni w innych systemie
edukacyjnym, wychowani w kraju z wielkimi tradycjami demokracji,
różnorodnym kulturowo i etnicznie, są szansą dla zmieniającej się Polski
w dobie migracji, nowych priorytetów i wyzwań. Jednak by to pokolenie,
chciało kiedyś budować Polskę, musi mieć bardzo silne poczucie swojej
tożsamości. Świadomość własnych korzeni. Muszą czuć się Polakami. By tak
się stało, musimy przestać burzyć mosty, budować mury i rozgraniczać
polskie społeczeństwo na lepsze i gorsze. Musimy dołożyć wszelkich
starań, by młode pokolenie polaków chciało w przyszłości być polakami, a
możemy to sprawić tylko, jeśli rodzice nie przekażą im w „spadku” żalu i
rozczarowania. Jeśli wpajać im będą wartości, które sami wynieśli ze
swoich domów. Jeśli wreszcie zechcą uczyć swoje dzieci, że bycie
Polakiem, to nie wstyd lecz zaszczyt. W przeciwnym razie na zawsze
stracimy kolejne pokolenia Polaków.
Dariusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz