Jestem jednym z Was którzy czytają tego typu blogi, poszukując
pozytywnych informacji odnoszących się do tematu powrotu z emigracji.
Natrafiłem na wpis Dioblika z 23 maja 2017 roku Wyraził w
nim chęć powrotu do Kraju i podzielenia się swoimi doświadczeniami.
Do UK wyjechałem w styczniu 2005 roku, moim celem była „lepsza przyszłość”. Zawitałem więc do Blackpool, pracowałem 2 tygodnie za darmo w ramach haraczu dla miejscowego specjalisty od wykorzystywania Polaków. Tutaj muszę powiedzieć, że była to świadoma decyzja i wiedziałem na co się piszę jeszcze przed opuszczeniem Polski. Szybko zmieniłem prace z budowlanki na „zmywak”, potem pracowałem dla siebie, następnie jako hydraulik w fajnej firmie. W 2009 roku kryzys finansowy dotknął firmę w której pracowałem i postanowiłem przenieść się do Londynu. W Londynie moje życie nabrało rozpędu zarówno pod względem towarzyskim, uczuciowym oraz zawodowym, jednym słowem każdym. Dwa lata popracowałem w renomowanej firmie, w między czasie poznałem moją żonę a później otworzyliśmy własną firmę która świetnie prosperowała do końca naszego pobytu w UK. Oczywiście urodziły się dzieci, kupiliśmy dom i Labradora 🙂
Pierwsze promyki tęsknoty przedzierają się przez „fajnie ułożone życie”.
W ciągu 10-ciu lat pobytu w UK w ogóle nie myślałem o powrocie. Mało tego, byłem jednym z tych którzy reagowali na powrót znajomych słowami: „Po co tam jedziesz? Kiedy wracasz? Do czego?” itd. Byłem przekonany że moja przyszłość jest na Wyspach. Wraz z pojawieniem się dzieci w naszym życiu wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy zauważać że babcia z dziadkiem mogliby mieszkać bliżej, że nasze dzieci mogłyby mieć kuzynów na co dzień itd. Wtedy pojawiły się pierwsze myśli jakby to było gdybyśmy wrócili. Prowadziliśmy swoją firmę, w która włożyliśmy sporo zaangażowania, mówię tutaj o bazie klientów, jakiś zawodowych kontaktach, uprawnieniach itd. W skrócie to wszystko co sprawia że dzwoni telefon i masz z tego dobre pieniądze! Myślałem o powrocie, ale moje myśli rozbijały się właśnie o ścianę tego co już osiągnąłem w UK i świadomość, że musiałbym to zostawić i zacząć od nowa. Wobec przerażenia jakie wzbudzała we mnie myśl że miałbym zamienić ten dobrobyt na niewiadomą odwiesiłem pomysł na kołek, niczym smycz kiedy wracasz ze spaceru z psem. Chciałbym tutaj wspomnieć, że z perspektywy czasu ta pierwsza myśl o powrocie jest bardzo istotna bo ona oznacza że czegoś nam brakuje i zaczynamy to sobie uświadamiać i od niej wszystko się zaczyna. Swoją drogą to bardzo fajna sprawa, że za całą tą życiową zmianą stoi mała myśl, impuls, westchnienie…Żyjemy więc dalej tym swoim „udanym życiem” w 11 roku pobytu żona mówi „kuzynka wychodzi za mąż, szykuje się ślub”. Wesele to miało odbyć się w lipcu. Stawałem na głowie żeby przekonać moją połowę aby nie jechać do Polski. Używałem argumentów typu że jest sezon wakacyjny, że lepiej na południe Francji na camping… Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy, że jedziemy na ślub a potem nad polskie morze pod namiot.
Podczas weselnego pobytu w PL jechaliśmy przez moje miasto Rybnik naszą fajną terenówką na angielskich blachach (którą szczęśliwie zamieniliśmy na lpg kombi 🙂 ). Czekaliśmy na zielone światło przy ulicy Wyzwolenia i wtedy doznałem olśnienia, wpadła mi do głowy myśl „przecież ludzie tu żyją” i to był punkt zwrotny! Od tamtej pory zaczęliśmy intensywnie myśleć o powrocie, pojechaliśmy nad Bałtyk, rozbiliśmy ten nasz cudowny rodzinny namiot i byliśmy zafascynowani Polską. Wszyscy znają to uczucie: wakacje, ciepło, fajne widoki, wydajemy funty 🙂 , słowem beztroska.
Turbo Karta dla kierowców
Zeszyt i decyzja
W celach uporządkowania myśli zakupiłem zeszyt i zapisaliśmy w nim „listę za i przeciw” oraz co trzeba zrobić żeby wrócić do Polski, jakie informacje sprawdzić, jakie bariery pokonać. Swoisty biznesplan emigranta myślącego o powrocie. To wszystko miało miejsce na owym campingu. Od tamtego dnia myślałem o powrocie codziennie (żeby nie powiedzieć dzień i noc) W pracy nie rozmawiałem o tym z nikim, nie mówiłem też „znajomym” bo to było bez sensu.Mieliłem te myśli, planowałem, przerabiałem w głowie wszystkie te scenariusze na które mogłem wpaść. Żyłem tym i nie powiem żeby było to komfortowe uczucie, cały czas myślałem. W kwietniu 2016 byliśmy na tydzień w Kornwali na campingu, spędziliśmy fajny czas, po powrocie dalej byłem smutny – za długo nosiłem w głowie te wszystkie myśli o powrocie a za mało działałem fizycznie i wpadłem w błędne koło. Żona widząc moje potyczki umysłowe powiedziała „Jak Cię to tak męczy to czemu nie podejmiesz decyzji o sprzedaży domu?”. Był to kopniak w tyłek (potrzebny) i zarazem moment kiedy zamyka się jeden rozdział a otwiera następny. Dosłownie następnego dnia zakupiliśmy farby żeby „odpicować” dom a za tydzień był już wystawiony na sprzedaż. Gdzieś po miesiącu i 40 oglądających dostaliśmy fajną, atrakcyjną ofertę. Zastanawialiśmy się czy ją przyjąć i wtedy kupująca dołożyła jeszcze więcej! Decyzja zapadła, potem było jeszcze trochę stresu czy transakcja dojdzie do wymiany kontraktów. Brexit-Referendum też był wydarzeniem stresującym, kurs funta spędzał mi w tym czasie sen z powiek.
Transakcja sprzedaży domu poszła gładko i sprawnie a już wkrótce nasze życie było przygotowane w kartonach do powrotu. Firma przeprowadzkowa zabrała nasze „graty”, żona z dziećmi poleciały samolotem a ja pojechałem z psem samochodem. Pewnie w całym życiu nie ma zbyt wielu chwil, które są nacechowane tak pozytywną emocją jak ta życiowa zmiana.
Cieszyłem się jak dziecko jadąc do Polski, było fajnie ciepło a przy przekroczeniu granicy Niemcy – Polska przeszył mnie pozytywny dreszcz i łzy spłynęły po policzkach, pobeczałem się i śmiałem zarazem mówiąc sam do siebie „Wróciłeś, zrobiłeś to o czym marzyłeś !”
W Polsce zatrzymaliśmy się chwilowo u teściów, kupiliśmy dom i zaczęliśmy go wykańczać, po 2 miesiącach był na tyle gotowy żeby się wprowadzić. Jednak pracy przy nim jest wciąż sporo, wszystko robimy we własnym zakresie i w ten sposób nie wydajemy pieniędzy na fachowców, jest to nasza praca. W przyszłym miesiącu otrzymam dotacje i zacznę swoją działalność. Dzieci są zadowolone, chodzą do przedszkola i jak to dzieci cieszą się każdą chwilą. Rodzina jest blisko, sezon grilowy właśnie się rozpoczyna, babcie w gotowości aby zaopiekować się dziećmi w weekend. Motocykle w garażu gotowe do jazdy a ja codziennie chodzę na spacer z psem oglądam te nasze polskie klimaty łąki, lasy, polskie domy i jeszcze czasem nie mogę uwierzyć w to że spełniliśmy nasze największe marzenie!
System partnerski aby zarabiać
Ta temat jak się Żyje w Polsce od strony finansowej nie będę się rozpisywał.
- Przez 10 pierwszych lat pobytu w UK w ogóle nie myślałem o powrocie do kraju.
- Pojawienie się dzieci jest punktem w którym myśli się o powrocie intensywniej.
- Pierwsza myśl o powrocie zwiastuje że gdzieś tam w środku masz dość tej całej emigracji i chciałbyś wrócić. Równocześnie z tą myślą budzi się tęsknota, nie walcz z nią! Z nią się nie da wygrać, niech ona stanie się Twoim motorem napędowym do działań. Zastanów się czy chciałbyś żeby uczucie tęsknoty towarzyszyło Ci do końca życia?
- Możesz myśleć że powrót jest nierealny z takich czy innych względów, przestań! Szczęśliwy powrót jest na wyciągnięcie ręki, nie skupiaj się na ludziach którzy narzekają tylko na ludziach, którym się udało. Na pozytywnych wydarzeniach, miej pomysł na siebie w Polsce.
- Kiedyś na jakiś urodzinach w gronie „dobrych znajomych” oświadczyliśmy z żoną że chcemy wrócić, towarzystwo nas wyśmiało 🙂 Dziwiłem się że nikt nie powiedział mi wtedy „czujesz, że tak będzie dobrze to wróć, będę trzymał kciuki żeby Ci się powiodło”. Zrozumiałem że moi „dobrzy znajomi” to znajomi z braku lepszej alternatywy 🙂 Razem zabijaliśmy czas jakimiś wspólnymi spotkaniami, wypadami na motorach – Uświadomiłem sobie że to za mało:)
- To Ty jesteś najważniejszy/a, to Twoje Życie, chcesz wrócić nie słuchaj innych, zrób jakiś plan, choćby wydał się bardzo nierealny jest do spełnienia. Najważniejsze to myśleć o powrocie, wtedy pojawiają się przychylne wydarzenia i życiowe opcje.
Dioblik
Plan diety dopasowany do Ciebie
Mój powrót z emigracji – wnioski i rady
O tym, że któregoś dnia wrócę do Polski na stałe, wiedziałam od zawsze, nie byłam tylko pewna kied pisze Klaudia
Przyjechałam
z moim chłopakiem, wtedy jeszcze autokarem, do Anglii w 2004 roku,
oryginalnie na rok, ale życie układało nam się zbyt dobrze, żeby
zrezygnować tak prędko. Szybkie znalezienie pracy, szybkie awanse, dobre
wypłaty, odłożyły wizję powrotu do Polski na dalszy plan. Czuliśmy, że
to było nasze 5 minut, że oprócz zdobytego doświadczenia na
kierowniczych stanowiskach, podszlifowaniu języka, mogliśmy jeszcze
kupić jakieś mieszkanko, może nawet samochód, zobaczyć trochę
świata…Oboje rozwijaliśmy się w zawrotnym tempie, ale woda sodowa nie
uderzyła nam do głowy. Nie odmawialiśmy sobie niczego, ale również sporą
część wynagrodzeń wpłacaliśmy na konta oszczędnościowe. Szczerze? Na
chwilę przestaliśmy myśleć o Polsce…Sytuacja zmieniła się w 2009 roku, kiedy to na początku roku ruszyła budowa naszego domu w Polsce, a pod koniec okazało się, że jestem w ciąży. Mieliśmy wystarczająco odłożonych pieniędzy na stan surowy zamknięty, włącznie z hydrauliką i elektryką, tak niewiele nam brakowało… Podjęliśmy decyzję, że zostaniemy jeszcze z dwa lata i zarobimy wystarczająco na urządzenie wnętrza. Pracowałam w dni wolne mojego męża, w rezultacie wymijając się z Nim w tej gonitwie, zamiast żyć razem. Zaczęłam myśleć o powrocie. To już nie było to co na początku, życie zdrożało, a pensje opornie szły w górę, właściwie to mojego męża, bo ja zarabiałam wystarczająco na czynsz i było po wypłacie…
Po
trzech latach, przyszedł na świat kolejny syn, a dla mnie życie w UK z
jedną wypłatą straciło sens. Przecież tyle samo pieniędzy mogliśmy mieć w
Polsce, fakt z mniejszą wypłatą, ale też z dodatkową kwotą z tytułu nie
opłacania czynszu, mieszkając we własnym domu. Mąż się obawiał powrotu,
więc to ja podjęłam decyzję.
Wróciliśmy do Polski półtora roku
temu i jeszcze nie było dnia, żebyśmy żałowali. Tak, na początku
doszukiwałam się samych złych stron w społeczeństwie, gospodarce i
innych sektorach, pogoda mi doskwierała, do tego komary i meszki, ale to
szybko minęło, Polska wchłonęła mnie całkowicie, o dzieciach nie
wspominając. Założenie było takie, że mąż – szef kuchni – szuka pracy po
krótkim urlopie, ja zajmuję się wystrojem wnętrza naszego domu,
odchowuję najmłodsze dziecko, z czasem, bez presji, szukam pracy.Wszystko ładnie, pięknie, prawda? Nie do końca… Zarejestrowaliśmy się w Urzędzie Pracy jako bezrobotni, złożyliśmy wnioski o przyznanie zasiłku po 10-cioletniej pracy w UK… z decyzją odmowną. Urząd Pracy zasłania się skutecznie paragrafem w Kodeksie, mówiącym o tym, że o zasiłek ubiega się w miejscu pracy i zamieszkania, czyli w naszym wypadku: UK. Na nic zdały się udokumentowane argumenty o naszym związku emocjonalnym i fizycznym z Polską, takie jak regularne urlopy i pomoc finansowa dla rodziny. Odwołanie również przyszło odmowne, dlatego namawiam do aplikacji o Jobseeker’s Allowance w Wielkiej Brytanii i transfer do Polski po pierwszym miesiącu jego otrzymywania – nie można wcześniej. Dlaczego ten zasiłek jest tak istotny? Ano dlatego, że przy samodzielnym znalezieniu pracy jako zarejestrowany z prawem do zasiłku (po wykorzystaniu kuroniówki, nie musi być zaraz na początku), otrzymasz co miesiąc, przez pół roku, od Urzędu Pracy, dodatek w wysokości kilkuset złotych do swojej wypłaty!
Co do pracy, to na 7 miejsc, w których mąż złożył osobiście aplikacje, otrzymał aż 6 propozycji, w mieście o populacji 120 000 osób, nieatrakcyjnym turystycznie. Podkreślam „osobiście”, bo mamy swój sposób: musisz się sprzedać, pokazać, że jesteś lepszy od reszty. Sławek roznosząc CV, zawsze prosi o rozmowę z Menedżerem lub przełożonym, pokazuje na laptopie swoje arcydzieła, zawsze w garniturze, profesjonalny, prosi o dzień próbny i pokazuje w realu co potrafi. A potrafi gotować – to też jest ważne, nie porywać się z motyką na Słońce 🙂 Ponieważ, nigdy wcześniej nie pracował w Polsce i nie znał tutejszego systemu, wybrał mniej płatną opcję: pozycję Chef-de-Partie, bez zobowiązań, w celu przysposobienia wiedzy. Pierwszego Września zaczyna pracę w innym miejscu, tym razem na kierowniczym stanowisku: Executive Chef, pracując już na swoje nazwisko, na miejscu (poprzednia praca była oddalona o 55 km.). Ja zarabiam z domu, blogując. Razem mamy okrągłe 4000 zł. domowego budżetu, to wystarczy.
Nie mamy kredytu. Rachunki wynoszą nas miesięcznie: 2210 zł (+ ewentualne 310 zł przedszkole dla zainteresowanych)
- woda 180 zł. co drugi miesiąc (włącznie z osobnym licznikiem na podlewanie ogródka)
- prąd 500 zł. co drugi miesiąc (gazu nie mamy)
- wywóz śmieci za 4 osoby to 30 zł/m-c
- internet: 40 zł/m-c
- telefon: 50 zł/m-c
- co m-c odkładamy 200 zł na opał, żeby nie odczuć wydatku jednorazowo, to daje nam 3 tony ekogroszku na rok (w zeszłym roku na ogrzanie domu 250 m2 poszło 3,5 tony od Listopada do Kwietnia, przy łagodnej zimie).
- Na jedzenie, łącznie z chemią i rzeczami dla dziecka, typu pampersy, wydajemy ok. 1400 zł (w to już wliczam grill dla znajomych i rodziny prawie co tydzień i piwko ha ha).
- Paliwo na dojazdy do pracy kosztuje nas 150 zł, przy aucie na gaz – 1.4 silnik VW Polo.
- Przedszkole starszego syna sponsorują dziadkowie i kosztuje 310 zł/ m-c z wyżywieniem (ale też podaję tą kwotę dla zainteresowanych).
Trzeba próbować. Ja uspokajałam męża mówiąc, że jak w naszym Włocławku się nie uda, to spróbujemy może w Gdańsku, ale nadal w Polsce i nigdy sobie nie zarzucimy, że jak był czas to się nie spróbowało. Nie mamy czego żałować. Jest tak, jak to sobie wyobrażaliśmy przez te 10 lat tułaczki. Otaczamy się rodziną i znajomymi i spełniamy swoje marzenia o domu, ogrodzie, warzywniku, kurniku i spokojnym życiu, w końcu u siebie, między swoimi ludźmi. Tutaj nikt nam nie powie „wracaj skąd przyjechałeś”.
Czemu zawdzięczam nasz sukces? Nam samym! Wykorzystaliśmy każdą sytuację/ doświadczenie/ okazję do cna, bo nawet niepowodzenia nas czegoś nauczyły i potrafiliśmy złą kartę odmienić na coś dobrego. Naszemu zdrowemu rozsądkowi, bo nie przetrwoniliśmy ciężko zarobionych pieniędzy. Naszemu uporowi w dążeniu do celu. Według mnie, wszystko zależy od nas samych i sposobu naszego myślenia. Nie popełniajcie błędu idąc z prądem, narzekając, jak inni, na brak pracy, perspektyw. Wykorzystajcie swoje atuty w walce o marzenia. My nie skończyliśmy studiów, ale mamy takie doświadczenie, że tak naprawdę nie są nam one do niczego potrzebne w naszych zawodach, bo np. spawaczowi nie jest potrzebne wyciąganie całek, On ma po prostu dobrze robić swoją robotę, ma to potrafić. Tylko Wy możecie zmienić swoją sytuację, czy to w Polsce, czy na obczyźnie i tego Wam życzę z całego serca!
Klaudia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz